Moje rekomendacje

Dariusz Rekosz poleca…

Kim był Neil Armstrong?

Autor: Roberta Edwards
Wyd.: Prószyński Media, 2016

Może trudno w to uwierzyć, ale z amerykańskim kosmicznym programem Apollo jestem w pewien sposób związany… osobiście. Urodziłem się, bowiem dokładnie w dniu (miesiącu i roku), gdy w stronę Księżyca wystartował Apollo 13.

Co prawda wyprawa ta nie zakończyła się lądowaniem na Srebrnym Globie, ale dzięki znakomitemu filmowi Rona Howarda (nakręcił także m.in. „Kod da Vinci”, „Anioły i demony”, „Kokon”, „Willow” oraz „Piękny umysł”) mogliśmy niemal poczuć zmagania załogi z poważną awarią i to w czasach, gdy nikomu nie śniło się o Internecie, smartfonach i końcu PRL-u. Ale, ale… Rzecz będzie o Apollo 11.

Niecały rok przed moimi urodzinami (czyli przed startem Apollo 13), 20 lipca 1969 – zgodnie z zapowiedzią prezydenta Kennedy’ego – na Księżycu stanął pierwszy człowiek – Neil Armstrong i wypowiedział symboliczne słowa: „to mały krok dla człowieka, ale wielki dla ludzkości”. Roberta Edwards, w kolejnej książce z serii „Wielcy i sławni”, przybliża nam postać tegoż astronauty. W dziesięciu rozdziałach, poprzedzonych wstępem i zakończonych dwoma kalendariami, pokazuje drogę „chłopca, który pokochał latanie”. Dotyka również spraw związanych z kosmicznym wyścigiem, niepowodzeniami NASA oraz budową rakiet i statków wynoszących ludzi w przestrzeń kosmiczną. Bardzo przystępnie opowiada o problemach politycznych – o Zimnej Wojnie, o prawdziwej wojnie w Korei, o wojnie propagandowej.

Wystarczy, bo jeszcze pomyślicie, że książka pęka w szwach od wojennych rewelacji. Nic bardziej mylnego. Podoba mi się, że można w niej poznać prywatne życie Neila Armstronga. Podoba mi się, że obiektywnie przedstawia kosmiczne błędy, jakich nie udało się uniknąć. Podoba mi się, że zarówno młodzi, jak i nieco starsi mogą dzięki niej bardzo dokładnie prześledzić wszystkie etapy pierwszej wyprawy na Księżyc. Podoba mi się, że ma twardą oprawę, świetną czcionkę, ogrom ilustracji (wykonanych przez Stephena Marchesi) oraz porządny papier. Wszystko mi się w niej podoba.

A najbardziej ujęła mnie wypowiedź samego Armstronga, który: „[…] uważał, że nie zasłużył na sławę. Zawsze mówił, że był tylko cząstką zespołu. Miał na myśli nie tylko dwóch pozostałych astronautów Apollo 11, lecz wszystkich pracowników NASA, którzy zrealizowali marzenie o wyprawie na Księżyc.” No dobrze, muszę to napisać – też chciałbym tam polecieć… Ot, każdy ma jakieś marzenia…