
Wołanie kukułki
Autor: Robert Galbraith
Wyd. Dolnośląskie, 2013
Na wewnętrznym „skrzydełku” okładki „Wołania kukułki” znajdują się cztery krótkie rekomendacje. Autorem jednej z nich jest Peter James (podpisany jako „autor bestsellerowych kryminałów”), który wypowiada się, iż: „Za każdym razem, kiedy odkładałem tę książkę, nie mogłem się doczekać, by znów po nią sięgnąć”. Muszę się Wam przyznać – miałem dokładnie tak samo!
„Wołanie kukułki” było moim drugim (po „Jedwabniku”) spotkaniem z brytyjskim prywatnym detektywem, którego J.K. Rowling (skrywająca się pod pseudonimem Robert Gabraith) ochrzciła mianem Cormoran Strike. Z treści książki dowiemy się, w jaki sposób Cormoran stracił nogę, kim był (jest) jego ojciec oraz dlaczego… śpi w swoim biurze. No a przede wszystkim będziemy śledzić jego poczynania na drodze do rozwikłania – wydawałoby się prostej – zagadki.
Otóż… Ciemnoskóra supermodelka Lula Landry postanawia odebrać sobie życie. W pewną styczniową noc skacze z balkonu swojego apartamentu i… policja stwierdza samobójstwo, po czym zamyka sprawę. Ot, koniec i kropka. Ale… Brat ofiary – John Bristow – nie wierzy w tę wersję i trzy miesiące później zwraca się do Cormorana, aby przeprowadził własne śledztwo. Sugeruje, że Lula została wypchnięta przez jakiegoś mężczyznę, o czym miały świadczyć zeznania jednej z sąsiadek, która rzekomo słyszała jego podniesiony głos. Strike – weteran wojny w Afganistanie – podejmuje wyzwanie. Przemierzając klimatyczny Londyn, niejednokrotnie brnąc w obrzydliwe intrygi wyższych sfer – prawników, producentów filmowych, muzyków, modelek oraz „lekko zubożałych” arystokratów – próbuje dotrzeć do mordercy Luli Landry.
Powieść czyta się z prawdziwą przyjemnością. Świetnie zarysowane postacie (nawet te drugo- i trzecioplanowe) sprawiają, że czytelnik chętnie włączyłby się w śledztwo i pomógł steranemu Cormoranowi. Niestety (a może raczej „stety”) w sukurs przychodzi mu (jedynie?) Robin – rudowłosa sekretarka, skierowana do detektywa przez Biuro Zatrudnień Tymczasowych. Jej tygodniowy staż kończy się stałym zatrudnieniem (ci, którzy czytali „Jedwabnika” wiedzą, jakie były tego następstwa), a Strike zyskuje nieocenioną pomoc. Również wtedy, gdy ululany do nieprzytomności kilkoma głębszymi musi dotrzeć do swojego biura-mieszkania. Książka rozpoczyna się zdaniem: „Gwar na ulicy przypominał bzyczenie much”. A jak się kończy? Przekonajcie się sami. Warto!