
Mors, Pinky i ostatnia przesyłka
Autor: Dariusz Rekosz
Wyd.: Esteri, 2018
Dwa podejrzane typki na okładce (i zakamuflowany wystrzał z pistoletu), świetnie oddają klimat tego, co spotka Was wewnątrz tej książki. Dotychczas wydałem sześć części przygód szkolnych detektywów – Morsa i Pinky – ale od zawsze uważałem, że „Ostatnia przesyłka” jest z tych sześciu tomów najmroczniejsza. Czy aby na pewno?
Historia rozpoczyna się dość niewinnie i można by nawet rzec… mało ciekawie. Szczególnie dla osób, które nie pałają miłością do matematycznych łamigłówek. Co, bowiem, robią moi bohaterowie? Ślęczą nad „ekonomicznym” zadaniem z matmy, w którym raz obniżano cenę roweru, to znowu ją podwyższano. Leszek i Ala z zawziętością przekonują się do swoich racji, ale co to za frajda, żeby w piątkowe popołudnie spierać się o rekreacyjny, ale jednak abstrakcyjny towar? Atmosferę podgrzewa dopiero wieść, że w ramach „wygranej” Mors ma nazajutrz postawić koleżance lody, w najznamienitszej kawiarni w mieście. Rodzice wyjechali na weekend, w sobotę rano można jeszcze pokopać piłkę, ale Leszek nie byłby sobą, gdyby zachował się niehonorowo i wykręcił się sianem w kwestii smakowitego deseru. Jak się jednak za chwilę okaże – obiecane lody zafunduje im zupełnie kto inny i w dodatku w zupełnie innym czasie. Tym kimś będzie znany już z poprzednich części przygód Morsa i Pinky, komisarz Piotr Wójtowicz. To właśnie on prowadzi śledztwo w sprawie tajemniczego zniknięcia sąsiada Leszka, niejakiego Bogdana Wieczorka, który – jak się okazało – od kilkunastu dni nie pojawił się także w firmie, w której był zatrudniony.
Wszystko prawdopodobnie potoczyłoby się zupełnie inaczej, gdyby nie… wścibskość Pinky i jej wrodzona ciekawskość. Znalazłszy na wycieraczce przed drzwiami Wieczorka dziwną kopertę, uruchomiła całą lawinę wydarzeń, które „zasypują” wręcz czytelnika do ostatniej strony i nie dają mu szansy na głębszy oddech. A dzieje się dużo, szybko i sensacyjnie. Mamy więc: porwanie, zagadkowe (podziemne) laboratorium, tajemnicze farby (których skład chemiczny okazuje się w rzeczywistości kilkaset razy cenniejszy niż zwykłych akwarel), komputerowe hasła, strzelaninę oraz pościg (wraz z grupą Centralnego Biura Śledczego) za pędzącym na łeb na szyję tirem. Mamy także reprodukcję dzieł mistrza Matejki, wśród których pojawia się między innymi „Rejtan”, „Dzwon Zygmunta” oraz „Rozmowa z Bogiem” (czyli słynna poza Mikołaja Kopernika). Wszystko warte… bagatela – 300 tysięcy euro! Jest więc o co się zmagać. Na nic śmiertelne niebezpieczeństwo, gdy do akcji wkraczają Mors i Pinky. Robiąc użytek ze swoich nastoletnich intelektów pomagają ująć przestępców, których rewelacyjnie w formie graficznej przedstawił Bohdan Butenko. Książka zachwyca każdym aspektem technicznym (o kunszcie literackim mogę mówić jedynie w superlatywach). Ma twardą oprawę, czytelną czcionkę (Antykwa Toruńska) oraz znakomity papier. Szyty grzbiet i wspomniane ilustracje mistrza BB dopełniają tego obrazu. W „Ostatniej przesyłce” udało mi się także przeszmuglować trochę zakamuflowanej nauki. Bohaterowie wykorzystują historię, angielski, matmę oraz szereg innych „przedmiotów”, aby udaremnić przemyt na olbrzymią skalę.
Czy trudno rekomenduje się książkę własnego autorstwa? I tak, i nie. Z jednej strony łatwo, bo (jak sądzę) dość dobrze znam jej treść, a z drugiej – jak tu nie wylać dziecka z kąpielą i nie przechwalić całkiem niezłego kawałka literatury przygodowo-detektywistycznej, w której czuję się jak ryba w wodzie? Bez obaw. Gwarantuję, że „Mors, Pinky i ostatnia przesyłka” z pewnością przypadnie Wam do gustu.